wtorek, 13 marca 2012

Śląsk Wrocław - Korona Kielce 1:2

11 marca 2012 r. Wrocław
T-Mobile Ekstraklasa - Śląsk Wrocław - Korona Kielce 1:2
Widzów: 17 000
Bramki: Madej (6) - Kijanskas (20), Malarczyk (76)
Cena biletu: 42 zł


Coraz większymi krokami zbliżają się Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej. W trakcie pobytu na Dolnym Śląsku nie mogłem więc odmówić sobie wizyty na jednej z aren powyższej imprezy – Stadionie Miejskim we Wrocławiu.
Zanim dostałem się do środka musiałem długo odstać w kolejce po bilet – mimo że byłem przed stadionem ok. 1,5 godziny przed rozpoczęciem zawodów to upłynęło dużo minut nim stałem się posiadaczem stosownej wejściówki.
Gdybym przyszedł kilka minut później to z pewnością nie zobaczyłbym pierwszej bramki meczu – autorstwa Łukasza Madeja.  Zawodnik gospodarzy już w 5 minucie znalazł sposób na pokonanie Małkowskiego i w sytuacji sam na sam z bramkarzem Korony posłał piłkę w długi róg, tuż przy słupku strzeżonej przez niego bramki.
Korona miała jednak bardzo dobrze opracowany schemat rozegrania rzutów rożnych. Praktycznie każdy wykonywany przez nich ten stały fragment gry stwarzał duże zagrożenie pod bramką gospodarzy. Dwukrotnie przyniósł efekt w postaci zdobyczy bramkowej. Szczególnie pierwszy gol padł po świetnie rozegranej akcji. Drugą bramkę dla Korony zdobył Piotr Malarczyk, dla którego był to pierwszy kontakt z piłką w tym meczu.
W doliczonym czasie gry zabrakło kilku centymetrów by Śląsk dopisał do swojego konta przynajmniej jeden punkt. Jednak po wykonywanym przez Przemysława Kaźmierczaka rzucie wolnym, piłka zamiast do bramki wylądowała na jej poprzeczce.
Pomimo, że Śląsk w dalszym ciągu plasuje się na wyższym miejscu niż Koroniarze to wynik z niedzielnego popołudnia trudno uznać za sensację, zwłaszcza jak dokładnie prześledzi się formę ostatnich spotkań obu zespołów. Na wiosnę wrocławianie zdobyli zaledwie dwa punkty, Korona z kolei każdego z rywali odprawiła z kwitkiem, dzięki czemu dołączyła do ścisłej czołówki ligowej tabeli.
Po meczu  udałem się na dworzec kolejowy, a następnie nocnym pociągiem wróciłem do Warszawy – dobrze że nie było opóźnienia bo do stolicy przyjechałem pół godziny przed rozpoczęciem pracy.































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz