sobota, 22 grudnia 2012

Manchester United - Sunderland 3:1

Karol nie zwalnia tempa, dzięki czemu mogę aktualizować swój blog w najmniej lubianej przez groundhopperów porze roku. Tym razem przedstawiam jego wrażenia z meczu, który odbył się w Teatrze Marzeń.

 
Manchester United - Sunderland
Po powrocie ze słonecznego Singapuru przyszło mi się zderzyć z angielską pogodą czyli brakiem słońca, codziennym deszczem, brakiem zieleni czy niską temperaturą. Po okresie dwóch tygodni przyzwyczaiłem się ponownie do tych warunków, tym bardziej, że zbliżała się moja wizyta na Old Trafford. Stadion, na którym gra drużyna Manchesteru United, jest miejscem do którego na każdy mecz zmierzają kibice z Wielkiej Brytanii, Europy czy reszty świata, więc dostanie biletu nie jest prostą sprawą. Pierwszą opcją było wykupienie karty kibica, pozwalającej zakup biletów na wszystkie mecze "Czerwonych diabłów". Jednak wraz ze znajomymi zdecydowaliśmy na zakup wejściówek przez stronę oferującą bilety na różnego rodzaju wydarzenia sportowe. Na pierwszy rzut oka firma okazywała się godna zaufania, opisując siebie jako działającą od 1994 i mającą rzeszę zadowolonych klientów. W końcu zdecydowaliśmy się na miejsca w dolnej części stadionu, w niedalekiej odległości od murawy. Jednak później, czytając negatywne opinie o firmie onlineticketexpress, miałem pewne obawy o to czy w ogóle dostaniemy bilety. W końcu jednak na dzień przed meczem kurier zapukał do moich drzwi i wręczył kopertę z biletami. Oczywiście miejsca nie były takie jakie chcieliśmy, jednak ważne, że bilety były w moich rękach.
W sobotę o godzinie 9 wyjechaliśmy w stronę Manchesteru i mniej więcej po 4 godzinach jazdy mieliśmy się zameldować przy stadionie. Niestety związany ze świątecznym szaleństwem zakupowym zwiększony ruch drogowy skutecznie utrudniał jazdę, szczególnie za Birmingham, na skutek czego podróż zajęła nam 6 godzin i dojechaliśmy na miejsce tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Po drodze spotkaliśmy grupy kibiców United, Manchesteru City, Liverpoolu czy Evertonu, czyli drużyn rozgrywających swoje mecze w sobotę o godzinie 15.
Old Trafford jest położony na trasie wylotowej z Manchesteru i dzięki czemu nie musieliśmy stać w kolejnych korkach, przejeżdżając przez miasto. Stadion jest położony w bliskim sąsiedztwie domków jednorodzinnych i zapewne takie miejsce zamieszkania jest marzeniem każdego kibica "czerwonych diabłów". Po przejściu przez bramki bez żadnego sprawdzenia przez ochronę czy przypadkiem nie wnosimy niebezpiecznych przedmiotów, schodami udaliśmy się na górną trybunę. Służby porządkowe widocznie wierzą kibicom i pozwalają im wchodzić beż żadnej rewizji, jaka ma miejsce na większości stadionów świata. Po wejściu na trybuny i zajęciu miejsc na samej górze mogliśmy obejrzeć w akcji jedną z najlepszych drużyn na świecie. Tego dnia Manchester United zmierzył się z Sunderlandem, który wydawał się niezbyt silnym przeciwnikiem dla drużyny sir Alexa Fergusona. Robin van Persie, Wayne Rooney, Rio Ferdinand, Paul Scholes, Ryan Giggs czy Nemanja Vidić są graczami najwyższej światowej półki, walczących o odzyskanie prymatu w Premiership. Z graczy gości jedynie John O'Shea, były gracz United, mógł się pochwalić sukcesami w światowym futbolu a także jeden z lepszych szkoleniowców w Anglii Martin O'Neil mógł wzbudzić szacunek u fana gospodarzy.
Mecz zaczął się od dominacji graczy Alexa Fergusona, którzy szybko strzelili dwie bramki i zakończyli pierwszą połowę z dwubramkową przewagą. Moja grupa w przerwie meczu udała się na degustację piwa i omawianie przebiegu minionej połowy. Po przerwie United strzeliło bramkę na 3-0 za sprawą Rooney'a, zaś gościom udało zdobyć się honorowego gola w zamieszaniu podbramkowym. Wynik 3-1 utrzymał się do końca, pozwalając gospodarzom na utrzymanie przewagi nad sąsiadem zza miedzy City. Po ostatnim gwizdku 75 tysięcy kibiców odśpiewało Glory, glory Man United i oprócz dopingu na początku a także po bramkach były to jedyne głośne efekty dopingu fanów w Teatrze Marzeń. Po wyjściu ze stadionu zauważyliśmy grupę fanów czekających na piłkarzy udających się do autokarów po skończonym występie, jednak z powodu deszczu nie dołączyliśmy do tej futbolowej gorączki. Na koniec dodam, że spodziewałem się większych problemów z korkami, w końcu ponad 75 tysięcy ludzi obejrzało to spotkanie. Jednak nie miałem żadnych utrudnień przy włączaniu się do ruchu i bez problemów udaliśmy się w drogę powrotną do Bristolu.















poniedziałek, 10 grudnia 2012

Karol on Tour

Kilka tygodni temu zakończyłem tegoroczne włoczęgi po stadionach, nie oznacza to jednak że inni znajomi groundhopperzy poszli w moje ślady. Jeden z nich Karol - mój dobry kolega z którym znamy się już od wielu lat postanowił na żywo zobaczyć jak kopią piłkę w ... Singapurze! Poniżej przedstawiam jego relację.

 

Singapur Under-19 - Johor Bahru
Korzystając z gościnności mojego kolegi ze szkolnej ławki i boiska piłkarskiego pozwolę podzielić się moją krótką relacją ze spotkania piłkarskiego z dość egzotycznego miejsca jakim jest Singapur. Dotychczas wszystkie mecze miałem okazję śledzić na kontynencie europejskim, jednak kierując się chęcią ucieczki z zimnej Europy zawitałem na kontynent azjatycki, dokładnie na południowy cypel Półwyspu Malajskiego.
Mając tydzień urlopu plan zwiedzania miałem bardzo napięty, tym bardziej, że jeden dzień był poświęcony wypadowi do Kuala Lumpur. Oczywiście nie mogłem sobie nie pozwolić obejrzeć spotkania piłkarskiego, jednak moje nadzieje na mecz Ligi Singapurskiej spełzły na niczym, gdyż liga miała przerwę (być może zimową, lecz patrząc na temperaturę ponad 30 stopni zimowa była tylko z nazwy...). Jednak dla chcącego nic trudnego i okazja do obejrzenia meczu piłkarskiego nadarzyła się dość szybko. Akurat obok mojego hotelu znajdował się stadion, na którym rozgrywała swoje mecze reprezentacja narodowa i drużyna ligowa Lions. Opuszczając stację metra Lavender od razu moim oczom ukazał się znajomy blask reflektorów oświetlających piłkarską murawę. Nie muszę mówić, że wszystkie dalsze plany związane z nocnym zwiedzaniem Singapuru zostały zepchnięte na plan poboczny i swoje pierwsze kroki skierowałem  na stadion. Jednak okazało się, że wejścia na trybuny były zamknięte, tylko drzwi prowadzące do części biurowej było otwarte, więc nie tracąc czasu udałem  się wraz z moim znajomym do środka. Nie spotkaliśmy żadnego ochroniarza czy służb porządkowych i weszliśmy przez główne wejście na murawę prosto do zawodników znajdujących się przy ławkach rezerwowych. Dwóch Europejczyków na stadionie wypełnionym tylko przez Azjatów widocznie nie wzbudziło większego zainteresowania miejscowych i bez problemów przeskoczyliśmy ogrodzenie, zasiadając wygodnie na trybunach. Być może także zostałem wzięty na wizytatora z ramienia UEFA, z racji mojej koszulki z logiem Europejskiej Federacji Futbolu ;-)
Meczem, który miałem okazję obserwować, było towarzyskie spotkanie reprezentacji Singapuru do lat 19 z reprezentacją malezyjskiego miasta Johor Bahru. Mecz wzbudził średnie zainteresowanie wśród miejscowych kibiców , którzy w liczbie 70-80 osób zasiedli na jednej części trybun. Mecz w początkowej fazie toczył się w dość szybkim tempie, pomimo panującej dość  wysokiej temperatury wynoszącej 30 stopni. Drużyną przeważającą była ekipa gospodarzy jednak to goście z Malezji strzelili gola jako pierwsi, zaś pod koniec pierwszej połowy obrońca Singapuru został ukarany czerwoną kartką za uderzenie rywala. W miarę upływającego czasu mecz przeistoczył się w kopaninę, przypominającą rywalizację w naszej trzeciej czy czwartej lidze, czego skutkiem była coraz ostrzejsza gra piłkarzy.
Patrząc na piłkę nożną w Singapurze to jak na małe państewko posiada własną ligę a reprezentacja nie zajmuje ostatniego miejsca w rankingu FIFA tylko lokuje się na 163 miejscu, co jak na 5 milionowy kraj jest pozytywnym wynikiem. Działy sportowe w miejscowych dziennikach także poświęcają najwięcej miejsca futbolowi azjatyckiemu i europejskiemu, który jest transmitowany w większości pubów w centrum.